piątek, 28 maja 2010

Moderatorzy

Zachodzę w głowę jakimi kryteriami kierują się tak zwani moderatorzy. Tak na moje nieuzbrojone oko 'tak bo tak'. Dziś mnie wyhamowali na niejakim blipie bo, tutaj zacytuje:

„Witaj,

    Zauważyliśmy, że dodałeś do obserwowanych bardzo wiele osób w bardzo krótkim czasie. Takie działanie może być odbierane przez naszą społeczność jako naruszenie etykiety panującej w serwisie Blip, zwłaszcza jeśli dotyczy osób, których osobiście nie znasz.

    W związku z tym dodawanie do obserwowanych zostało zablokowane na około 24 godziny.

    Po zdjęciu blokady będziesz mógł ponownie dodawać kolejne osoby do obserwowanych. Proszę jednak pamiętać, żeby zachować umiar i zdrowy rozsądek, kolejne masowe dodawanie do obserwowanych może skutkować nałożeniem blokady na dłuższy okres czasu, a nawet zablokowaniem całego konta.

--
Pozdrawiamy,
Zespół Blip.pl”
No niby wszystko ładnie pięknie, i nie powinienem mieć pretensji. I niby nie mam, chociaż nie do końca. Jeśli chodzi o osoby, które dodawałem, były to prawie, może poza kilkoma (dwoma?) wyjątkami wyłącznie osoby, czy tez podmioty publiczne. Albo pragnące za takie uchodzić (np. co myśleć o osobie [podmiocie] lechia gdańsk). Które jak rozumiem, chcą ze swoim przekazem dotrzeć do jak najszerszego kręgu odbiorców. Oczywiście mogę się mylić, może akurat w tym serwisie dzieje się inaczej, i taka prosta logika nie ma tym konkretnym wypadku zastosowania. Tyle, że sam z siebie nie wpadłem na pomysł założenia konta na tym serwisie. No ale niech tam, radio zet, premier i wośp niech się już nie martwią nie będę im już się narzucał swoja obecnością. Blip żegnam jak najbardziej ozięble. Skasowałem konto bye.

I drugi przykład blog RAZa. Komentarze moderowane, chyba po to, żeby wyglądały tak jak wyglądają. Tłum wielbicieli i lizusów, oraz parę rodzynków z szanownym 'prawym' redaktorem się nie zgadzających. Mój post, był krótki, w żaden sposób nieobraźliwy, nawet pozbawiony przymiotników (chyba). I nie przeszedł, teraz wiem (taki sam dobry dowód, jak te które przytacza RAZ) dlaczego jego blog wraz z okolicami wygląda jak kierdel. (kto nie wie co to znaczy niech sobie pogugla). Nota bene RAZ też gugla, ale czasami nic nie wygugla ;D
A tu próbka stylu RAZ-a, dla wszystkich jego owiec bezcenne;))



wtorek, 18 maja 2010

Wieczny serial

„Ta karczma Rzym się nazywa kładę areszt na Waszeci” Zdumiewające jak te słowa pasują do Rzymu (ale mam na myśli serial) i do mnie. 'Rzym' po raz kolejny. Pierwszy sezon, szkoda że skończyło się tylko na dwóch. Arcydzieło, dla mnie serial wszechczasów. Scenarzysta (scenarzyści?) to geniusz. Nie wiem jak było naprawdę z tymi wszystkimi przypadkami, jakie tam występują. Jeśli nawet to tylko licentia poetica, to jest to coś co Marek Hłasko nazywał zmyśleniem prawdziwym. Historią rządzi przypadek. Wracając do serialu, wszystko tam wydaje się trafione. Obsada dobrana zupełnie wyjątkowo. Historia HISTORIA, doskonała sama w sobie. Narracja nie gorsza, mimo ze oglądam po raz któryś dalej wciąga. WCIĄGA. Coś bym chętnie zalinkował, ale jesteśmy teraz w miejscu, w którym nasz byle jaki statkowy internet nie działa. I znowu skorzystam z naszej skrzynki e-mailowej. Poprzednio jak używałem tego medium, do wygenerowania posta chciałem dodać emoticonę, ale wyszedł z tego bełkot. Jest jakiś błąd w formatowaniu posta przez e-maila i linki nie wyświetlają się poprawnie. Pewnie dla pierwszego z brzegu informatyka to bułka z masłem Tak, że polecam 'google' i 'you tube' i wklepać hasło „Rome”.

A potem polecam włączyć sobie równie mocną muzę, ja odpaliłem Spoken. Zacytuje klasyka, ' o tym nie należy pisać, tego trzeba bardzo głośno słuchać'. A link do oficjalnej strony 'Spoken' jest gdzieś na dole tej strony. Można również skorzystać ze sposobu podanego wyżej. Swoją drogą jak znowu będzie internet dorzucę tam jakiegoś linka do „Rzymu”.

niedziela, 16 maja 2010

'Danger'

Byłem dzisiaj na lądzie, ech co za miasto 'SAME' SKLEPY. Setki, tysiące sklepów, straganów, stoisk. Centra handlowe ciągną się jedne za drugimi kilometrami. Mall za mallem No i jeszcze bary, restauracje, puby... bary, restauracje, puby. To oczywiście Singapur. Tanie jedzenie, tanie taksówki, ze sklepami różnie tańsze, droższe, drogie, horrendalnie drogie. I wszędzie mnóstwo ludzi. Jakby cała ludność tego państwa ruszyła do tych tysięcy sklepów i barów. Błąd nie jakby, oni naprawdę tam są. Zadzwoniłem do USA do Mariana, trochę porozmawialiśmy, ale w końcu moja karta 'Sunshine Card 1 WORLD' się zbuntowała i koniec. Już więcej się połączyć nie mogłem. Co za kupa.
Po powrocie trochę na pocieszenie włączyłem sobie genialną płytę J.J. Cale & Eric Clapton - 'The Road to Escondido'. Są różne zdania, ile to Eric zawdzięcza swojemu znakomitemu koledze, zresztą nie tylko On. A chociażby jeszcze Mark Knopfler. Ale kogo to w ostateczności obchodzi. Muzyka jest znakomita, powalająca, z nerwem. BLUES, czy jak tam to nazwać nieważne.
Broni się. Się słucha. Się podoba. Wystarczy.
Chyba, co ja piszę chyba, na pewno coś na jutiubie się znajdzie. Naprawdę warto.



Podałem Marianowi jako pierwszemu ten adres, tak że spodziewam się pierwszej odsłony nie mojej. Zobaczymy. Ten tekst piszę w edytorze, dopiero za parę godzin na wachcie połączę się z netem.
Minęło parę godzin i jestem na wachcie, i... no niestety dalej jestem jedynym widzem – czytelnikiem tego wiekopomnego dzieła. A już chciałem zacytować Pawlaka: „nadejszła wielkopmna chwiła”, no troszku przesadziłem z tą cytatą, ale niech tam. W każdym bądź razie nie nadejszła, Jeszcze. Ciekawe, czy rachunek prawdopodobieństwa ma w tym wypadku jakiekolwiek zastosowanie. Nie, żebym wiedział, absolutnie nie. Matematyka to jest coś czego tygrysy NIE lubią najbardziej.

czwartek, 13 maja 2010

Jak drzewniej bywało

W dzienniku (blogu) p. Krystyny Jandy z datą 09/05/2010, jest świetny fragment, w którym podany jest kontekst czasów, w których rozgrywa się przedstawienie w teatrze p. Jandy. Dla tych co pamiętają, ku pamięci, reszcie ku przestrodze. Cyt:
"Były kartki na mięso, cukier, wódkę, mydło, benzynę, a nawet garnitury do trumny
Jacek Deptuła
Bodaj najbardziej absurdalnym osiągnięciem rozwiniętej gospodarki socjalistycznej w latach 80. były... kartki na kartki.
W lutym i marcu 1981 roku urzędy państwowe, zakłady pracy, rady narodowe i uczelnie rozpoczęły wydawanie kartek żywnościowych pełnoletnim obywatelom PRL. Ale wcześniej należało uzyskać tzw. kartę zaopatrzenia, dzięki której otrzymywało się kartki na: mięso, cukier, buty, skarpetki, wódkę, mydło, wyroby czekoladopodobne, benzynę, garnitury i dziesiątki innych towarów. Obywatel bez karty nie miał szans na kartki. 
Konsekwencją kartek na kartki był z kolei handel kartkami. W najgorszej sytuacji znaleźli się dbający o higienę obywatele i - jednocześnie - palący, pijący, zmotoryzowani, a na dobitkę lubiący słodycze. Przelicznik był bowiem taki: za trzy kartki papierosowe można było dostać kartkę na pół litra, a za słodycze i tytoń - nawet dwie flaszki wódki. Przydział na skarpetki można było wymienić na kartkę wołowego - z kością - ewentualnie dwie paczki kawy lub dwie kostki mydła. Najdroższe były talony na benzynę i obrączki ślubne (przydziały na mąkę i ryż notowane były najniżej). 
Afera obuwnicza
Jednak ze złotymi obrączkami był kłopot nie lada - w sklepie jubilerskim należało przedstawić, jeszcze przed ślubem, zaświadczenie z Urzędu Stanu Cywilnego o zawartym już małżeństwie. Niżej podpisany wybrnął z tego ambarasu kupując od kuzyna radzieckie obrączki z przemytu (szwagier kuzyna miał bowiem brata, którego siostra żony pracowała na jednej z wielkich budów socjalizmu w Kraju Rad). 
Problemy zdarzały się też z nieboszczykami płci męskiej. Bywało, że nieutulona w żalu rodzina musiała zdobyć zaświadczenie z USCzgonu) i na tej podstawie otrzymywała przydział na... garnitur i buty. W połowie lat 80. głośna była afera z butami właśnie. Jakiś obrotny szewc zaczął produkcję obuwia do trumny z surowców "skóropodobnych", niektórzy podejrzewali nawet, że z tektury. I jak to w socjalizmie bywało - buty trafiły na czarny rynek jako pełnowartościowy towar. Niefortunni klienci poskarżyli się telewizji, że złodziejscy prywaciarze produkują buble, nadające się do wyrzucenia po pierwszym deszczu. Aferę szybko zatuszowano, bo temat nie był zbyt wdzięczny dla władz. Można było wprawdzie pokazać cwaniactwo prywaciarzy, ale każdy normalny obywatel nie mógł nie zapytać, dlaczego brakuje normalnych butów?
Bony, bilety, kupony lub talony
Gwoli historycznej ścisłości: pierwszy - jeszcze w 1976 roku - padł cukier. Tuż po ówczesnym święcie 22 lipca 1976 r. Biuro Polityczne KC PZPR, zgodnie z ówczesnym hasłem "Partia kieruje, rząd rządzi", podjęło odważną decyzję. W związku z nieracjonalnym, nadmiernym wykupem cukru z uspołecznionych placówek handlowych, każdy obywatel otrzymywał raz w miesiącu "bon towarowy", upoważniający do zakupu 2 kilogramów cukru. 
Władze PRL początkowo jak ognia unikały słowa "kartki", kojarzące się z okupacją lub powojenną biedą. Zastępowały je takimi eufemizmami jak bony lub bilety towarowe, kupony czy talony. Ale i tak wszyscy mówili kartki. Taki sposób reglamentacji żywności i towarów przemysłowych - bo przecież nie sprzedawania - był charakterystyczny dla najbiedniejszych krajów obozu - Kuby i Korei Północnej. 
Do tego szacownego grona Polska dołączyła na życzenie ludu. Mało kto jeszcze pamięta, że punkt trzynasty 21 historycznych postulatów sierpniowych brzmiał: "Wprowadzić na mięso i jego przetwory kartki - bony żywnościowe (do czasu opanowania sytuacji na rynku)". 
Miesięczne przydziały
- cukier - 2 kg 
- mięso - 2,5 kg miesięcznie (pracownicy umysłowi) oraz 4 kg - pracownicy fizyczni i dzieci 
- pół litra wódki lub butelka wina importowanego 
- 300 g proszku do prania 
- 2 kostki mydła 
- 100 g wyrobów czekoladopodobnych 
- 250 g. cukierków 
- 30 l. benzyny do fiata 126p 
- 1,3 kg kaszy, mąki lub ryżu 
- 12 paczek papierosów 
Dlaczego ludność domagała się takiego sposobu dzielenia biedy? W sklepach PRL - wyjąwszy okres wczesnego Gierka - brakowało niemal wszystkiego. Bo wszystko, zdaniem opinii publicznej, wyjeżdżało do ZSRR. Krążył nawet dowcip, że polskie patriotyczne świnie wywalczyły tylko tyle, iż w kraju zostawiają tylko swe serca. 
Nie trzeba chyba dodawać, że osoby stołujące się w zakładowych "jadłodajniach" oraz restauracjach, musiały mieć przy sobie kartki na mięso. Wycinano z nich kupony odpowiednie do "gramatury" zamówionego kotleta. Także jadąc na wczasy należało zabrać z sobą kartki. Specjalny przydział - 10 litrów wódki - przysługiwał na wesele, a 5 butelek - na chrzciny. 
Kartki były drukami ścisłego zarachowania. Ideą ich wprowadzenia było zmniejszenie ogromnych kolejek, okupowanych najczęściej przez emerytów i rencistów. W ten sposób partia chciała choć trochę ograniczyć skutki "przejściowych trudności na odcinku zaopatrzenia ludności w podstawowe towary". Jednak "przejściowe trudności" z 1981 roku przeciągnęły się aż do sierpnia 1989 roku, kiedy to rząd Mieczysława Rakowskiego podjął historyczną decyzję o otwarciu socjalistycznego rynku na bardziej kapitalistyczne zasady gospodarcze. 
Osobną kategorię stanowiły kartki dla matek karmiących oraz dzieci, ze szczególnym uwzględnieniem matek w połogu. Kobiety te otrzymywały specjalne przydziały pieluch (20 tetrowych), dodatkowe kostki mydła oraz trzy pudełka proszku do prania wraz z kompletem śpiochów i kaftaników. Dokumentem umożliwiającym te zakupy była książeczka zdrowia dziecka. Sprzedawcy zapisywali w niej kupno mleka w proszku, masła, waty, szamponów i pieluch. 
Najkomiczniejsze, z dzisiejszego punktu widzenia, były pokwitowania z punktów skupu makulatury. Za kilogram surowca wtórnego otrzymywało się kartkowy przywilej kupna jednej rolki papieru toaletowego. Idąc tym tropem niektóre związki zawodowe postulowały, by za dwadzieścia tzw. butelek zwrotnych obywatel miał prawo kupić dodatkową butelkę alkoholu. 
Ale partia pomysłu nie kupiła" 

 To teraz jest do śmiechu. Swoją drogą pamiętam, jak przed wyborami prezydenckimi, kiedy oleolek  został prezydentem, były ulotki przeciwko, w formie mienionych kartek.


 Nie pomogły, ludzie nie chcą pamiętać. Kapitalnie śpiewa o tym Zbyszek Hołdys w piosence nomen omen 'Molier'


poniedziałek, 10 maja 2010

Sportowe życie

Papier jest cierpliwy, zniesie wszystko. Wygląda, że net zniesie jeszcze więcej. Wiem, wiem to ODKRYWCZE.
Jakie bzdury ludzie wypisują na blogach, no nie do ogarnięcia, znalazłem nawet blog rusofilski (sic!) już sam adres do mnie przemawia: uciekaj a właściwie spier... Przestaje szukać, wymiękam. Jeśli na coś trafie przypadkowo OK.

Przeczytałem najświeższe niusy (dostaje codziennie satelitarna gazetkę 'Poland Today') większość o wyborach i oczywiście o Smoleńsku – wciąż.
Wydaje się, że jednak Jarek pojedzie na tym, i będzie następny czekista na tronie. Po Putinie w Rosji prawdziwym czekiście u nas będzie czekista ducha. Będzie qrwa wesoło. Dobrze, że ciężko mu będzie założyć dynastię. Chociaż, jakieś przymiarki już są. Wawel czeka. Jestem skłonny uwierzyć w wieszczbę R. ALEKSANDRA Z. Fakt. 

Trafiłem na blogi powiedzmy erotyczne, ale szkoda czasu i atłasu gołych dup wszędzie pełno, a już w necie to po prostu zatrzęsienie. 

Jest super wpis na blogu Rafała Steca, o postawie Legii w meczu z Wisłą. Chociaż nie tylko, myślę że pasuje do całego naszego kopanego sportu. Jakże trafny a zarazem dowcipny. POLECAM!!!
Każdy dzieciak uganiający się za futbolówką wie, że piłka nożna to fajny prosty sport; fajna prosta gra. Dla Legii ani prosty, ani fajny, na pewno nie sport, może gra, tylko jaka? Chruszczówka!!!
Ivica Olić pracuś z Bayernu zapytany dlaczego tak dużo biega odpowiedział, że jak jeszcze był dzieciakiem, to mu starszy brat powiedział, iż piłka nożna polega na bieganiu. I tak jakoś sobie to wziął do serca. A może naszym grajkom nikt tego nie powiedział? Nie chcę się tutaj znęcać nad legionistami, ale z TEJ mąki chleba nie będzie.

Swoją drogą Lechia też się nie popisuje ostatnio. Zapewnili sobie utrzymanie, to już olewka, cała para w gwizdek. Szkoda słów.


środa, 5 maja 2010

„Ten wiatrak, ta łąka”

Z powrotem jest internet. Kilka następnych blogów, głównie 'sportowych' przede wszystkim o futbolu. Linki do tych interesujących, gdzieś na stronie. Jest co przeglądać a właściwie jest co czytać. Dziś poszukam blogów niesportowych, ech gdyby jeszcze to łącze na statku nie próbowało dogonić żółwia. Akurat grają 'Strachy na Lachy' ich piosenka „Ten wiatrak, ta łąka” pasuje do opisu tego połączenia, ale może się zasugerowałem. A w ogóle ich „Dodekafonia” jest rewelacyjna. 'Grabaż' nic nie musi udowadniać, ale z każdą piosenką udowadnia – jest ARTYSTĄ. Szacunek.

I nie tylko On, akurat czytam „Inne Pieśni” Jacka Dukaja. Powalające, nie gorsze niż „Lód”, która to powieść jest zresztą skończonym arcydziełem. Jacek osiągnął poziom, który z rodzimych pisarzy trzyma tylko jeszcze Andrzej Sapkowski.
Wiem rodzima krytyka literacka, nie bardzo ich ceni bo są „fantastyczni”. Chociaż chyba jednak dostrzegają ich istnienie Tak właściwie kogo to obchodzi.
Obaj potrafią wykreować światy, tak wciągające, że daje się 'wciągnąć' bez żadnych oporów. A już alternatywna rzeczywistość, no bo nie historia alternatywna z „Lodu” to absolutny majstersztyk. Po prostu nie do wiary, co ludzie potrafią sobie wyobrazić.
Jeszcze przychodzi mi na myśl cykl „Pieśń Lodu i Ognia” George R. R. Martin. Dla mnie magnum opus fantasy. Literalnie nie mogę się doczekać dalszego ciągu.

Dalej „Strachy na Lachy” i „Zakazane Piosenki”, same covery, ale 'hity' wszystkie spoza oficjalnego obiegu lat (jak na moją wiedzę) 80-tych i kojarzące się z sceną punkową (po latach okazało się, tak mi bliską). Przejmujące, po prostu PRZEJMUJĄCE. Sam mam trochę pozbieranych przez lata nagrań tamtego 'podziemia' praktycznie nie do usłyszenia, nigdzie teraz a tym bardziej wtedy. Ciekawe czy teraz teraźniejsza podziemna muzyka (na pewno taka jest) ma jakąkolwiek szansę z dupą Dody?
Głupie pytanie moja córka jest jej wielbicielką.



poniedziałek, 3 maja 2010

Jak gdyby nigdy nic

Poprzedni post, to reakcja na kolejny senny koszmar. Teraz trochę spokojniej, od jakiegoś czasu odnoszę nieodparte wrażenie, że powinienem się brać za podsumowanie dni których za mną. Najstraszniejsze są samotne noce, kiedy sen nie chce przyjść. Kiedy demony, JESZCZE czają się za progiem. Są tuż tuż. Tak bardzo chciałbym się nie przejmować, nie myśleć szczególnie w takich chwilach.
Sam nie wiem, czy boję się śmierci, czy nie, na pewno czegoś się boję. Pamiętam, że gdzieś przeczytałem, żeby nie cierpieć wystarczy nikogo nie kochać. Logiczne, ale co to za życie. Fantastyczny Robert de Niro w genialnym filmie 'Heat', był zawsze gotowy wstać, zostawić wszystko za sobą i iść. Jego wspólnicy byli obarczeni bagażem rodzin, kobiet etc. On nie do czasu, widocznie nawet On, kiedy kogoś spotkał, nie potrafił ponownie zdobyć się na samotność. Widocznie samotność tez boli.
„W życiu piękne są tylko chwile”, a tzw. międzyczas - proza życia (heh czyli 'piękne chwile' to poezja – jestem skłonny się zgodzić ze sobą). Pewnie istnieją sposoby, żeby ograniczyć 'międzyczas' do minimum. Niestety nie znam żadnego pewnego, a sprawa jest zbyt poważna żeby zgadywać.
Jest mnóstwo ludzi, którzy 'wiedzą lepiej', również nie mają wątpliwości co do sposobu jak zagospodarować międzyczas. Wystarczy włączyć TV, Radio i bez trudu, można zobaczyć, posłuchać 'co należy'. A należy ich słuchać, robić co zalecają i oczywiście GŁOSOWAĆ na nich jak przyjdą wybory. A kto nie posłucha nie zasługuje na prawo by być tu i teraz. No bo jak to???

Podobno gdy Archimedes odkrył swoje słynne prawo, wyskoczył z wanny i wybiegł goły na ulice krzycząc „Eureka”. Czasami (piękna) chwila zmienia świat.

moje 'Demony Wojny'

Regularnie miewam, 2 koszmary. Jeden jest związany ze szkołą średnią, którą skończyłem ledwo, ledwo i to temat innej bajki.
Drugi z „zaszczytnym”, obowiązkiem obrony ojczyzny. Minęło ponad 20 lat odkąd opuściłem szeregi armii, ale nienawiść pozostała. Byłem tam 2 lata co do dnia 1987-89, wyszedłem już po wyborach do sejmu kontraktowego. Z tego większość czasu spędziłem w morskim WOP-ie na Westerplatte. A koszmar jest taki, że muszę tam wrócić i jeszcze 'zaszczytnie' popierdzieć, bo armia się doliczyła, że coś jej jeszcze jestem winien.
Pamiętam 'biedę', która bardzo postarała się, żeby o nich nie zapomnieć. Nie zapomniałem.
Zastępca dowódcy jednostki kapitan Patyk, stalinowiec czystej wody, po jakiejś wojskowej szkole w sojuzie. Aparycja, postawa i wiara w sierp i młot, prawdziwego czekisty, potrafił obudzić i strach, a co z tym idzie nienawiść. Zupełnie nieobliczalny psychopata.
Drugi zastępca do spraw politycznych, czyli 'zampolit' kapitan Pokrywa, 'inteligent' pracujący, gotowy absolutnie na wszystko, dla kariery. Prawdziwy padalec (tu chyba obraziłem tę sympatyczna skądinąd jaszczurkę), bez kręgosłupa. Dużo później widziałem jego zdjęcie, jak się armia jednała z narodem służył do mszy (sic!) u ks. Jankowskiego. Naprawdę są rzeczy na ziemi i na niebie, które nie śniły się filozofom (czy jakoś tak).
Następny chorąży z awansu, (CHORĄŻY Z AWANSU!!!) Skorupa, kanalia zupełnie wyjątkowa. W jego wypadku stwierdzenie – cel uświęca środki stało się ciałem. Z wyglądu, zachowania, tępy ćwok, ale ambitny jak to tylko możliwe. Idealny materiał na kata, i taki też dla poborowych, w miarę możliwości, i władzy jaką miał.
I jego dobry przydupas, z kolei oficer z awansu ppor. Bartosz, taka trochę uboższa wersja Skorupy, ale w jednym go prześcignął w wadze spasiony wieprz. Bez zasad, kręgosłupa, nadrabiający chorobliwą ambicją i gładkością z jaką lizał tyłki zwierzchnikom, a właściwie LIZAŁ.
Następny oficer z awansu por. Wilczuk, ten mi dopiekł. Czystej wody sqrwysyn, mały, pokraczny. Karykatura człowieka, alkoholik nie mający w ogóle względu na innych. Sam dla siebie oś wszechrzeczy. A do tego tak żałosny, że nawet żal by było go w dupę kopnąć.
No i mój 'ulubieniec' bosman Kozioł, głąb zupełnie nieogarniony. Zero pojęcia o czymkolwiek. Oderwany granatem od pługa burak z jakiejś zapyziałej wiochy na końcu świata. Co samo w sobie nie musi być wadą, ale w połączeniu z bezmiarem głupoty mieszanina piorunująca Jego pomysły do dziś zadziwiają stopniem zidiocenia. Naraził armię na jakieś tam straty, (tym swoim brakiem pojęcia właśnie) mimowolnie, był za głupi żeby to zrobić świadomie. Nie to żebym ich żałował, mieli to na co zasłużyli. No i okropny wazeliniarz, wręcz dupowłaz.
Jeszcze bosmat Szychta, z mózgiem wyżartym przez wódę. Tylko to było sensem jego egzystencji. W stosunku do niego określenie ścierwojad pasuje jak ulał. Nie jestem, czy to nie było jego drugie imię, bo ksywkę miał sympatyczną skądinąd 'Fazi'.
No i ostatnia kanalia, którą pamiętam chorąży Rąszkowski 'Rąsia' materiał na oprawce, sadysta, chyba dostawał wzwodu jak mógł poznęcać się nad kimś. Tak po prostu. Pijanica, erotoman gawędziarz mający problemy z osobowością.
Nie zapomniałem i pewnie, jeszcze pamiętał będę długo. Ale teraz...

sobota, 1 maja 2010

21st Century Boy

Dzięki Bogu mamy 21 wiek, ale raczej nie na moim statku, który jest w sumie niestary. Nie dość, że budowany w Chinach, - zresztą jak większość nowych (wszystkie?) statków w mojej Kompanii – to jeszcze budowany oszczędnie. Nas szczęście nie oszczędzano na sprawach najważniejszych dla funkcjonowania statku, i bezpieczeństwa załogi. Raczej na tzw. socjalu, czyli warunkach (komforcie) życia załogi. Poza mnóstwem rzeczy, spraw, które mogłyby funkcjonować lepiej nie mamy również internetu. Jeszcze pół biedy, jak jesteśmy w porcie Singapur, ale poza to już zima, zostaje skrzynka mailowa. I dlatego wypróbuje zamieszczanie postów, przez e-mail.

Wczoraj pisałem, że Opera powinna być lepsza w stronach off line, ale chyba się myliłem. Chociaż nie jestem pewien, czy ja czegoś nie popaprałem. Znalazłem znowu parę ciekawych blogów, ale przez majstrowanie z przeglądarką, treść mi uciekła. A i jeszcze kilka innych chciałbym przejrzeć. W tej chwili, najlepszym sposobem na wyszukiwanie ciekawych blogów wydaje się lista blogów, przeglądanych, przez autorów tych ciekawych o których już wiem.
W ogóle czytanie blogów, pisanych przez 'ciekawych' ludzi – ALE NIE POLITYKÓW - no może  Januszem Korwin Mikke jest tu wyjątkiem (heh tak z tego wybrnąłem, bo nie wiem jak odmieniać jego nazwisko, i czy w ogóle można) – jest o niebo ciekawsze niż przeglądanie portali, czego prawie nie robię, a co zawsze mnie irytuje. Większość (nie piszę wszystkie, bo nie znam wszystkich) to po prostu tabloidy. Sensacyjne, albo mające się do treści nijak nagłówki. Sama treść, przeważnie o 'dupie Maryny' ewentualnie o dupie Dody. No i te komentarze, każdy pisze co chce, odnosząc się bez sensu do treści. Nawet w tym przypadku blogi mają przewagę, bo komentarze raczej nawiązują to posta.

Akurat mam wachtę na kotwicy. Stoimy na Eastern OPL (ani to Malezja, ani Singapur), jest noc i księżyc. Taki księżyc jak w filmie „Pod Osłoną Nieba”, znakomitym zresztą. Po tym filmie obiecałem sobie kiedyś, że muszę przeżyć noc pod 'takim księżycem' na Saharze. Na razie widziałem pustynie, chyba Saharę, z okna samochodu w Egipcie. A to jakby nie to samo. Byłem też w Maroku, ale tam pustyni nie widziałem nawet z okna samochodu, był za to księżyc, ale nie 'taki', tak że to tym bardziej nie to samo.

Wracając do sedna, wątpię czy w najbliższej przyszłości moja Kompania dociągnie do 21 wiecznych standardów, (niezależnie co ktokolwiek o nich myśli, przeważnie zgodnie z zasadą, że drzewiej było lepi).
Tak, ze trzeba stąd spadać, im szybciej tym lepiej.
Aha i dobra wiadomość jutro barbecue, po naszemu grill, będzie BROWAR!!!


piątek, 30 kwietnia 2010

Inter, mimo wszystko

Wracam do Opery, tak chodzi mi o przeglądarkę, w moim przypadku, wydaje się to najlepszym wyjściem. Chyba najlepiej się nadaje do przeglądania załadowanych stron off-line. Ostatnie kilka-kilkanaście dni bawiłem się z Google Chrome, jakby w pakiecie z tym blogiem i załączonym do niego adresem mailowym, które to domeny też związane są z Google. Z tego co pamiętam w Operze nie jest tak łatwo ubić zawartość strony, kiedy pracuje offline.

Już po półfinałach Ligi Mistrzów. Jeśli ktokolwiek, wytypował taką dwójkę finalistów Inter - Bayern przed startem rozgrywek, to czapki z głów - szczerze gratuluje. A i pewnie u bookmachera, za taki typ ładnie płacą, chociaż w tym przypadku mogę się tylko domyślać, jakoś się jeszcze nie zdarzyło postawić. Kilkanaście lat temu, próbowałem typować wyniki ligowe w totku, bez rezultatu.
Ale wracając do LM, po półfinale Inter – Barca wyczytałem, - w różnych miejscach - że zwyciężył (w dwumeczu) antyfutbol
(co to w ogóle jest antyfutbol??? - szczypiorniak),
że rzemieślnicy pokonali artystów, geniuszy (sic!) etc. A prawda jest, że jak to zwykle bywa, zwyciężyli lepsi. I to pomimo czerwonej kartki z kapelusza, dla 'rzemieślnika' Thiago Motty (swoją drogą ciekawe, czy jak grał w Barcy to był artystą, czy rzemieślnikiem?), po rzekomym faulu na 'artyście' (artystyczne wymuszenie?) Busquetsie. A już cała otoczka, zachowanie, przyjęcie Interu w Barcelonie to zwykłe skurwysyństwo, ole! 'artyści'. A tera banał przegrywać też trzeba umieć.
Drugi półfinał, Bayern-Lyon, bez historii, wiadomo w finale Bayern, chyba zespół mi najbardziej obojętny. Czy ktoś jeszcze pamięta Sławka Wojciechowskiego w jego barwach, wychowanka „mojej” Lechii Gdańsk?
Z kolei w naszym grajdołku Lech – Lechia 2:1, trudno, co zrobić.

czwartek, 29 kwietnia 2010

polityka

Przejrzałem blogi polityków
Nie będę ich tu wyliczał, bardzo łatwo (za łatwo) je znaleźć lista tych, które ja czytałem i jeszcze o wiele większa, tych których nie czytałem, jest tutaj blog.onet.pl. Strata czasu i atłasu, że podsumuje ich cytatem ze świeżego wpisu na blogu p. Marii Czubaszekcyt: „wszyscy są za dobrem Polski i przeciw agresywnej, brutalnej kampanii”. Co prawda, p. M. Czubaszek, tak pisze o kandydatach na urząd Prezydenta RP, ale jak ulał pasuje do wszystkich polityków. Oni naprawdę chcą dobrze... dla siebie
Szukałem bloga Stanisława Tyma, wygląda, ze takiego nie ma szkoda. Oczywiście znalazłem kilka rzeczy, którymi się podzielę (heh ze sobą chyba). Przede wszystkim fantastyczny horoskop, ułożony przez Tyma, w moim przypadku strzał w tak zwaną 10 cyt:
Lew to moczymorda i kanalia. Najczęściej pseudointeligent i zarozumialec. Lubi się popisywać w towarzystwie znajomością np. twierdzenia Pitagorasa, że "ciało wrzucone do wody traci tyle na wartości, ile wypiera". Uwielbia być politykiem, więc często jest. Lew nie zmienia skarpetek, dlatego można go rozpoznać nawet w zupełnych ciemnościach.” Po prostu genialne i jakie prawdziwe. Jak będzie okazją stawiam wódkę. A wracając do polityki, następny cytat z wywiadu udzielonego przez Tyma dla Seweryn Domagała Blog, swoją drogą, trzeba mu się przyjrzeć w wolnej chwili (nawiasem – zresztą w tym przypadku bardzo dosłownie – jak zdefiniować wolną chwilę???) cyt:
„- Czy zasadne jest twierdzenie, że młodzi ludzie mogą Panu zazdrościć tego, że Pan tworzył, w głównej mierze w PRL-u, że Pan walczył z ustrojem, z cenzurą?
- Z nikim nie walczyłem. Ludzie, którzy opowiadają niestworzone baśnie na temat tego, jak oni walczyli z komuną, to głównie byli sekretarze partii albo ubecy. Nikt z nas nie walczył specjalnie. Każdy starał się jakoś przetrwać i w miarę możliwości, w zależności od tego jaki miał charakter, zachować twarz i nic więcej.
- Czy warto wyśmiewać polityków?
- Przepraszam, może zachowuję się nieelegancko, ale pytanie jest źle zadane. Tutaj nie ma „warto”. Jest „trzeba”. Nie ma innej możliwości. Świat jest tak skonstruowany, że oni sami się o to proszą. Władza, cokolwiek by mówić, ma jedną ważną cechę: idzie do łba szybciej, niż alkohol. Powoduje tak ogromne spustoszenie mentalne, że wypicie pół litra przy tym jest małym siutem”

Wczoraj wieczorem po jakiejś półtoragodzinnej walce, w końcu nauczyłem się wstawiać emotikony, czy też szerzej mówiąc (pisząc) gify. Co widać.


środa, 28 kwietnia 2010

I nastąpi światłość, albo i nie

'Następuje' na blogi ogólnie rzecz ujmując 'sportowe'. Nie będę pisał o tych, które się mi nie podobają, są złe po prostu, - bo jakoś prawo sobie do tego daje nie za duże.
Wiem, wcześniej pisałem, o paru sprawach źle wprost, no cóż miałem – a może właśnie dzisiaj mam – chwile słabości, chwile lepsze gorsze etc.
Znakomity, jedyny w swoim stylu jest blog Wojtka Kowalczyka „Kowal kuje póki gorące” Podoba mi się bo 'Kowal' nie udaje kogoś kim nie jest. Pisze bardzo jasno wprost, to co myśli, czasami przeklnie, co dodaje tylko jego wypowiedziom wyrazu, takiej soczystości. A jak się przekonałem już dawno – przyznaje ze zdziwieniem - oglądając chociażby „Cafe Futbol”, ma coś do powiedzenia.
W tej domenie, są również blogi, innych byłych, obecnych grajków, trenerów. Są też blogi podobne do tego ,Kowala', ale mające się nijak. Są i różne równie nijakie.
Są za to 2 inne warte uwagi z różnych powodów. Znakomity, merytoryczny, udowadniający klasę blog Czesława Michniewicza „Z pamiętnika pana Czesia” Nie mnie osądzać, czy Michniewicz to „polski Murinho”, ale bez dwóch zdań na piłce się zna. I potrafi bardzo ciekawie o niej pisać. Potrafi stawiać tezy i udowadniać je, wyciągać wnioski, i... nie bije piany. Duże brawa.
No i jest wreszcie blog Jana Tomaszewskiego „Równo z trawą”. Jaki, i o czym ten blog jest każdy, kto kiedykolwiek widział, czytał wypowiedzi J. Tomaszewskiego wie. Pan Jan jest monotematyczny. Z drugiej strony taki jego urok. Szkoda, jedynie, że blog dosyć dawno nieaktualizowany.
Znalazłem wreszcie dwa znakomite blog dziennikarzy piszących (i mówiących o sporcie w TV). ). Trzecia część meczu blog Przemysława Iwańczyka i POLSPORT Michała Pola. Podobne do siebie i różne zarazem. Oba znakomite merytoryczne (to w końcu dziennikarze), bardzo solidne. Oba warte uwagi. Co prawda teksty Iwańczyka, kojarzę również z WP, i pewnie Michał Pol, też się gdzieś indziej swoją, twórczością dzieli. Ale absolutnie nie jest to zarzut. Oba blogi są znakomite i kropka.

No i trafiłem na 'sportowy' w jakimś sensie również, zaskakujący blog„Głos Rydzyka, blog dla fanów Radia Maryja”. Jak było do przewidzenia i śmieszno i straszno, i straszno i straszno... i sportowo.Trzeba!
Poczytałem trochę głębiej, i nie do uwierzenia. Co za kolosalne plany. Jakieś religijne Las Vegas powstać w Toruniu.

Brat z rodziną tam mieszka, będzie okazja popatrzeć na dzieło o. Rydzyka
Aha, wyczytałem, że Jarek powiedział, że jednak Elita zginęła w katastrofie pod Smoleńskiem.
Z całym szacunkiem, wygląda, że z powrotem do elity się nie należy. A tak już się dobrze z tym czułem. Szkoda w dupę, szkoda.

wtorek, 27 kwietnia 2010

Kiedy rozum śpi budzą się demony

Okazuje się, że jednak Kaczor będzie startował na prezydenta. Już on dobrze wygra współczucie po śmierci brata. I lata 'niesprawiedliwości'. Po przeczytaniu komentarzy u RAZ-a mam pewność świadomości tej 'wielkiej niesprawiedliwości' u jego zwolenników.
Swojego czasu przed wyborami do „sejmu kontraktowego”, główny ich skurwysyn Urban i cała reszta czerwonej hałastry uwierzyła w swoją propagandę.
Nie porównuje PiS-u, czy też środowiska skupionego wokół tej partii, Rydzyka etc. do komunistów.
Mechanizm jest podobny, oni wierzą w swoją propagandę, w której 'krzywda' jest spoiwem. Nie żadne górnolotne hasła, jakiekolwiek podniosłe, bogoojczyźniane etc by one nie były. To tylko ozdobniki. Im trzeba sprawiedliwości a właściwie SPRAWIEDLIWOŚCI.
Chciałoby się pisać, mówić o rzeczach ważnych i nie. Tak, czy siak w tym naszym piekle zawsze ta p... polityka wypływa na wierzch jak g...
Nie trawie Kaczora, bo tak się nadaje na polityka jak ja, czyli wcale. Za to doskonale nadaje się na rewolucjonistę, w przeciwieństwie do mnie. Człowiek dialogu, kompromisu z niego żaden. Za to kandydat na „bolszewika” wprost zawołany. Nie ma wątpliwości, 'ma rację moralną', wie że kto nie z nim ten przeciwko. No i ma AMBICJĘ. Jego ego potrafiłoby zawstydzić każdego jednego megalomana. Toteż, cała megalomańska kadra PiS-u patrzy w niego jak w tęcze. I szuka tego garnca ze złotymi monetami zakopanego przez lep..., przez gnoma na końcu tęczy.
Jeszcze jedno ich nienawiść do programu satyrycznego jakim jest „Szkło kontaktowe” i wiara w jego moc sprawczą jest naprawdę zadziwiająca. Z drugiej strony jest bardzo wygodna od razu jasno i wyraźnie określa wroga: ITI, GW, ET, CB i kogo tam jeszcze ślina na język przyniesie i obudzi demona a rozum nie zaprotestuje.

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

W blogu nadzieja

Następuje... nie, nie na odcisk komuś, ale tzw. dalszy ciąg
„Od wielu dni nie spotkałam szczęśliwego człowieka, nawet wesołego”, no po prostu miód, to Krystyna Janda. Od razu chciałoby by się powiedzieć 'a to Polska właśnie', wygląda, że warto przeglądać-czytać blogi. Chociaż w tym przypadku trzeba raczej mówić o pełnoprawnej stronie www. Tak, czy inaczej warto. Krystyna Janda
Bardzo spodobał mi się, wartościowanie bardziej, mniej nie ma sensu, blog p. Marii Czubaszek, no ale to żadne zaskoczenie nie jest. Śmiało można się było tego spodziewać. Ech chciało by się pisać tak lekko, nawet na trudne (nielekkie) tematy. Podziwiam "Blog Niecodzienny Marii Czubaszek" .
No i trafiłem na bloga Rafała Ziemkiewicza, a raczej Rafała Aleksandra Ziemkiewicza. Gdybym miał komuś, kto nie ma pojęcia, nie wie, nie wdział, nie słyszał (znowu dużo tych nie) wytłumaczyć jacy jesteśmy - poleciłbym tego bloga. Już sam tekst posta nota bene artykuł z Faktu (sic!), to swoiste kuriozum. Poza zwykłą dla siebie prawicową zjadliwością i wyciąganiem wniosków z czegokolwiek z finezją hipcia, autor zajął się wieszczeniem „...Kaczyński wskaże teraz kandydata, który za dwa miesiące zostanie czwartym prezydentem wolnej Polski.” I jak należy to jest pointa całego artukułu-posta. A jeszcze wprzódy ustawił na nowo całą scenę polityczną, podparł się wieszczem „nasz naród jak lawa...” Jest zrozumiałe On (RAZ) i Ci, którzy go poprą. 'myślą', uważają podobnie to to dobre gorąco pod zastygniętą parszywą skorupą. Przykro się przekonać, że się należy do parszywców. Trochę pociesza, że to zarazem Elita. No nie należeć do elity pociesza nie tylko trochę, bardzo pociesza. Właściwie cieszy.
No i druga sprawa to kilometr komentarzy pod postem. I to naprawdę pokazuje jacy jesteśmy. Wyjechałem z Polski w czwartek przed pogrzebem Prezydenta. Czytając tego bloga, zastanawiam się z jakiego, którego kraju wyjechałem. Gdyby nie rodzina, naprawdę bym się zastanowił czy warto wracać. I trzeba pokoleń, żebyśmy się zmienili. Ja tego nie doczekam na pewno, chciałbym wierzyć, że moje dzieci doczekają. Ale nie wierzę. To trzeba zobaczyć "Między Michnikiem a Rydzykiem"
Zahaczyłem o bloga R. Czarneckiego, bez niespodzianek, nie zagłębiałem się w archiwa, ale z zaskoczeniem zobaczyłem, że blog był nagrodzony. A z zaskoczeniem bo darzę Go dużą dozą niechęci, całkiem prywatnie i po ludzku nie lubię R. Czarneckiego. Za tak zwany całokształt, a szczególnie za chęć naprawiania polskiej piłki, mógłbym tu mnożyć dalsze za, ale dosyć. Nie polecam.
Mimo że nie lubię zespołu 'Ich Troje' blog Ani i Michała Wiśniewskich, jest naprawdę wart uwagi. Podobają mi się stonowane wypowiedzi, te nawet bardzo polemiczne. Mimo wszystko nie jestem targetem dla zespołu Ich Troje, ale blog polecam (jakby to kogoś obchodziło heh) "Oficjalny Blog Ani i Michała Wiśniewskich"
O się rozpisałem, a jeszcze mnóstwo blogów, które chcę zobaczyć. Na pewno WARTO.
Tak, że jeszcze nastąpie.

Z innej beczki, wygląda, ze już zakończyłem, dostosowywanie bloga do moich aspiracji. Hmm zrobił się barokowy wręcz. Ale niech tam, trochę mnie to wysiłku kosztowało, tak że na razie nic nie będę wyrzucał. (Swoją drogą ciekawe jak długie jest na razie)

niedziela, 25 kwietnia 2010

Na bojowisku

Ponownie, przyjrzałem się blogowi od strony jego wyglądu. To fantastyczne jak łatwo go zmienić, dodawać różne elementy, zmieniać je i dopasowywać do własnego wyobrażenia. Oczywiście, nie przeginając, byle forma, nie zdominowała treści, albo wręcz jej nie przytłoczyła. Krótko mówiąc, by blog był czytelny.
Jednak mnogość elementów, dostępność, łatwość w ich obsłudze, wreszcie znakomite pliki pomocy, kuszą. I skusiły już zacząłem zabawę z wyglądem a jeszcze się pobawię jak znowu dostanę się do sieci.
Ciekawe, czy to podnosi w jakikolwiek atrakcyjność, dostępność, wreszcie jakość?
Chcę wierzyć, że tak.
Chociaż, z drugiej strony często występuje przerost formy nad treścią... pewnie u blogerów również
Muszę się zresztą przyjrzeć blogom innym niż te kilka, które odwiedziłem do tej pory.
Jakiś czas temu, kiedy znalazłem bloga Zibiego, z rozpędu poszukałem innych blogów o zbliżonej tematyce. Co za strata czasu, może poza Kowalem, nie znalazłem niczego interesującego (oczywiście na pewno nie przejrzałem wszystkich). Ale pamiętam jeszcze bloga Szamo, po prostu beznadziejny. Pozostałe zresztą też, a obejrzałem kilka-kilkanaście, powyższy po prostu jakoś szczególnie mnie odrzucił. Hmm postaram się zweryfikować to co napisałem.
Tak, że następnym razem w sieci rozglądam się po blogach. Dużo sobie obiecuje po blogu p. Marii Czubaszek. Słyszałem, też, ale nigdy nie odwiedziłem (jeszcze) bloga Krystyny Jandy.
Tak, że czy to się komuś podoba czy nie cdn.

sobota, 24 kwietnia 2010

Elektron

Nie dbam o to, co ludzie myślą, albo mówią o mnie, nie wiem kim jestem.

Wczoraj po raz kolejny (co najmniej trzeci) skończyłem 'Amber' Rogera Zelaznego. Niestety już nie robi takiego wrażenia jak kiedyś, część magii uleciała. Heh magii w sensie dosłownym również (kto zna zrozumie, a kto nie POLECAM). Ale w dalszym ciągu to kawał LITERATURY. Właściwie zachęciła mnie do tego recenzja wznowienia w 'Nowej Fantastyce'. Zgadzam się, że początek, pięcioksiąg Corwina jest lepszy. „Dziewięciu książąt Amberu” to jak uderzenie obucha. Jak się zacznie czytać nie można przestać.
To nie recenzja, zresztą pisanie, mówienie publicznie o muzyce, czy literaturze to jak zabawa z brzytwą. Bardzo niewielu to potrafi, a z tych co to robią prawie nikt.
Pamiętam jak Wojciech Man pisząc o Deep Purple zakończył „o tym nie trzeba czytać, tego trzeba bardzo głośno słuchać”. Tuche!

Szczerość rodzi nienawiść

Jak, nie pamiętałem, nie zaglądałem, nie pisałem, to nie (! dużo tych nie).
A teraz jak mnie wzięło, nie mogę się powstrzymać, żeby nie przelewać swoich przemyśleń, dla dobra... (tutaj każdy sobie może wstawić, dla czyjego dobra)
Chcę pisać, a pewnie jak większość nie mam dużo albo wręcz nic do powiedzenia. Ale mam tę przewagę, że i tak nikt tego nie czyta (to pewnie jakiś atawizm, za dużo o tym nawijam). Trochę mi lepiej, jak pomyślę ilu jest czytanych, a mają do powiedzenia nie więcej.
Właściwie do tej pory odwiedzałem i czytałem tylko jednego bloga „Spojrzenie z boku Zibiego” . Jakiś czas temu zaglądałem też na bloga Artura Andrusa, nie pamiętam w tej chwili adresu, ani nazwy (akurat teraz nie mam dostępu do sieci, piszę w edytorze tekstu, ale nie w 'Wordzie' heh), ale poszukam. OK znalazłem „Blog Niecodzienny Artura Andrusa” Te 2 mogę z czystym sumieniem polecić, autorzy mają coś do powiedzenia. Z drugiej strony, jakoś specjalnie się blogami i blogerami nie interesowałem. Na powyższe trafiłem przypadkiem.
No i jeszcze dziś szukałem bloga Zbyszka Hołdysa, ale po kolei.
Jakiś czas temu jadąc samochodem słuchałem „Trójki” i traf chciał, że był wywiad z Nim. Mówił o swoim zaangażowaniu w pomoc CHOREJ dziewczynie (i oczywiście o muzyce). Jak również o blogu charytatywnym, jaki dla niej prowadzi. Znalazłem go „Ja, Hołdys” . Gorąco polecam, mimo iż jest trochę chaotyczny, hmm... może dla mnie.
Znalazłem również inny blog, chyba??? http://zbigniewholdys.blip.pl/ , potencjalnie nawet bardziej dla mnie interesujący ale ten już kompletnie nieczytelny – niedostępny. Żeby poczytać trzeba by się w tej domenie zarejestrować??? Dziwne to jakieś, ale się nie upieram, możliwe że dla blogerów to sprawa oczywista. Jeśli oczywiście można pisać o blogerach, jako o jakieś grupie, społeczności etc.
Ale wracając, do Hołdysa dowiedziałem się dopiero teraz!, że lata temu nagrał płytę 'holdys.com' . Znalazłem ją, i teraz dosyć często jej słucham. Rzecz jest naprawdę godna uwagi.
Już, od lat nie czytam czasopism muzycznych, radia słucham jedynie w samochodzie. Od jakiegoś czasu staram się słuchać „Trójki”, po wielu wielu latach przerwy, ale magia tej '3' lat 80/90 nie wraca i już nie wróci. A 'RMF FM', no każdy wie co to za badziewie, ale do samochodu wygodne, nie rozprasza, nie zmusza do myślenia. W większych miastach są jakieś fajniejsze stacje, które potrafią pograć fajną muzę, np. jak jestem w Bydgoszczy u siostry 'Roxy FM'. Ale u mnie na wiosce, szkoda gadać... 'Radio Kaszuby'
Właściwie wszystko, czego ostatnio słucham: Hołdys, 'Strachy na Lachy', 'Nagły Atak Spawacza'(! zwłaszcza) istnieje poza oficjalnym obiegiem. Łączy ich jedno mają coś do powiedzenia.
Są kontrowersyjni, są szczerzy

piątek, 23 kwietnia 2010

Wielki Błękit

"Boże, daj mi cierpliwość, bym pogodził się z tym, czego nie jestem w stanie zmienić. Daj mi siłę, bym zmienił to, co zmienić mogę. I daj mi mądrość, bym odróżnił jedno od drugiego."

Minęło prawie 2 lata i nie zaglądałem tutaj.
No cóż emocje opadły, pewnie i tak nikt tego nie czytał.
Ale moje posty pozostały, jak teraz je czytam nie bardzo wiem, czy już się wstydzić, czy też jeszcze poczekać na następne wpisy.
Postanowiłem pisać bez odnoszenia się do wpisów starszych o te 2 lata, przynajmniej na razie.
Cytat z początku, już nie pamiętam kogo pochodzi jeszcze z tamtego czasu, leżał sobie gdzieś na serwerze i czekał... I się doczekał.

Nie zmieniło się jedno, dalej szczerze nienawidzę swojej pracy, a że spędzam na statkach połowę życia, to tak jakbym żył w połowie.
Jakkolwiek ponuro by to nie brzmiało (chyba tylko w mojej głowie, a może także w Twojej czytelniku) przyzwyczaiłem się.
Ma to też oczywiście jakieś swoje dobre dobre strony. Lecąc „Misiem” ważne, żeby te plusy nie przesłoniły Wam minusów.

Aha, aktualnie jestem na statku, odzyskałem hasło, bo oczywiście po tych 2 latach dawno się zapodziało, wachta się kończy.
Jeśli ktoś ma ochotę na komentarz, albo na e-maila na mój adres scarpetek@gmail.com zapraszam, na pewno bardzo to podbuduje moje ego. Do następnego wpisu „mój dzienniczku”