piątek, 30 kwietnia 2010

Inter, mimo wszystko

Wracam do Opery, tak chodzi mi o przeglądarkę, w moim przypadku, wydaje się to najlepszym wyjściem. Chyba najlepiej się nadaje do przeglądania załadowanych stron off-line. Ostatnie kilka-kilkanaście dni bawiłem się z Google Chrome, jakby w pakiecie z tym blogiem i załączonym do niego adresem mailowym, które to domeny też związane są z Google. Z tego co pamiętam w Operze nie jest tak łatwo ubić zawartość strony, kiedy pracuje offline.

Już po półfinałach Ligi Mistrzów. Jeśli ktokolwiek, wytypował taką dwójkę finalistów Inter - Bayern przed startem rozgrywek, to czapki z głów - szczerze gratuluje. A i pewnie u bookmachera, za taki typ ładnie płacą, chociaż w tym przypadku mogę się tylko domyślać, jakoś się jeszcze nie zdarzyło postawić. Kilkanaście lat temu, próbowałem typować wyniki ligowe w totku, bez rezultatu.
Ale wracając do LM, po półfinale Inter – Barca wyczytałem, - w różnych miejscach - że zwyciężył (w dwumeczu) antyfutbol
(co to w ogóle jest antyfutbol??? - szczypiorniak),
że rzemieślnicy pokonali artystów, geniuszy (sic!) etc. A prawda jest, że jak to zwykle bywa, zwyciężyli lepsi. I to pomimo czerwonej kartki z kapelusza, dla 'rzemieślnika' Thiago Motty (swoją drogą ciekawe, czy jak grał w Barcy to był artystą, czy rzemieślnikiem?), po rzekomym faulu na 'artyście' (artystyczne wymuszenie?) Busquetsie. A już cała otoczka, zachowanie, przyjęcie Interu w Barcelonie to zwykłe skurwysyństwo, ole! 'artyści'. A tera banał przegrywać też trzeba umieć.
Drugi półfinał, Bayern-Lyon, bez historii, wiadomo w finale Bayern, chyba zespół mi najbardziej obojętny. Czy ktoś jeszcze pamięta Sławka Wojciechowskiego w jego barwach, wychowanka „mojej” Lechii Gdańsk?
Z kolei w naszym grajdołku Lech – Lechia 2:1, trudno, co zrobić.

Brak komentarzy: